Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/281

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 273 —

wnie: niceś nie widział, gdybyś nawet wiedział! Któż mówi na samego siebie?
— Gdybym ja popełnił to, to bezwarunkowo powiedziałbym, żem widział i robotników i mieszkanie — z niechęcią i z widocznym wstrętem odparł Raskolnikow.
— Ależ poco mówić przeciwko sobie?
— Poto, że tylko chamy, albo bardzo niedoświadczeni nowicjusze, zapierają się wszystkiego. Ale człowiek choć cokolwiek rozwinięty i obyty, bezwarunkowo i w miarę możności, stara się przyznać do wszystkich zewnętrznych i pewnych faktów; tylko wynajduje dla nich inne przyczyny, nada im taką cechę własną, szczególną i niespodzianą, która nadaje im wcale inne znaczenie i przedstawia je w innem świetle. Porfirjusz mógł właśnie przypuszczać, że ja bezwarunkowo będę tak odpowiadał i bezwarunkowo powiem, żem widział, dla prawdopodobieństwa, i przytem wtrącę coś dla wyjaśnienia...
— Toć on by ci zaraz powiedział, że na dwa dni przed zbrodnią robotnicy tam być nie mogli i żeś ty był sam właśnie w dzień zabójstwa. Zbiłby cię na takiej drobnostce!
— Właśnie liczył na to, że ja się nie zdążę zorjentować i właśnie zechcę odpowiedzieć prawdopodobniej i że zapomnę, że przed dwoma dniami nie mogło być tam robotników.
— Jak to można zapomnieć?
— A to dobre! Takiemi drobiazgami właśnie najłatwiej zdradzają się najprzebieglejsi ludzie. Im człowiek przebieglejszy, tem mniej przypuszcza, że go złapią na drobnostce. Porfirjusz nie jest wcale tak głupi jak myślisz...
— Niech że go za to djabli wezmą!
Raskolnikow nie mógł się nie roześmiać. Ale w tej chwili dziwnem mu się zdało jego własne ożywienie i zadowolenie, z jakiem wymówił ostatnie zdanie, podczas, gdy całą poprzednią rozmowę prowadził z pewnym wstrętem, widocznie z przymusu, z konieczności.
„Smakują mi niektóre punkty!“ — pomyślał.
Ale prawie w tej samej chwil zaczął być jakoś niespokojny, jakby go uderzyła jakaś myśl niespodziewana i przykra. Niepokój zwiększał się. Doszli do bramy domu Bakalejewa.
— Idź sam — rzekł nagle Raskolnikow — ja zaraz wrócę.