Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 120 —

sób?“ powtarzał, na serjo myśląc, że całkiem zwarjował. Ale nie, zanadto wyraźnie słyszy!... A więc i do niego przyjdą zaraz, jeżeli tak... „bo to... napewno wskutek tamtego... wczorajszego... Boże!“ Chciał zamknąć się na haczyk, ale ręka się nie podniosła..., a wreszcie byłoby to i zbyteczne! Strach, jak lód obłożył jego duszę, zamęczył go...
Lecz oto, nareszcie, cały ten hałas, trwający pewno z dziesięć minut, jął powoli ucichać. Gospodyni jęczała i stękała, porucznik wciąż jeszcze groził i wymyślał... Ale oto nakoniec i on, zdaje się, uciekł: już go wcale nie słychać; miałżeby odejść? Boże! Tak, oto i gospodyni odchodzi, ciągle jeszcze z jękiem i płaczem..., oto już i drzwi jej się zatrzasnęły... Oto tłum rozchodzi się po mieszkaniach — spierają się, dziwią się, wołają, to podnoszą mowę — krzyczą, to zniżają do szeptu. Musiało ich być dużo; o mało cały dom się nie zleciał. „Ale, Boże, czy to wszystko możliwe? I poco, poco on tu przychodził?“
Raskolnikow w niemocy upadł na sofę, ale już nie mógł zamknąć oczu; przeleżał z pół godziny, w takiej męce, z takiem nieznośnem uczuciem bezgranicznej trwogi, jakiego jeszcze nigdy nie doznawał. Nagle jasne światło oblało izdebkę. Weszła Anastasja ze świecą i z talerzem zupy. Spojrzawszy nań z uwagą, i przekonawszy się, że nie śpi, postawiła świecę na stole i zaczęła rozkładać to co przyniosła: chleb, sól, talerz, łyżkę...
— Pewnie od wczoraj pan nie jadł. Cały dzień pan przespacerował, febra pana trzęsie.
— Anastasjo... za co bili gospodynię?
Ona spojrzała nań z uwagą.
— Kto bił gospodynię?
— Niedawno... z pół godziny temu. Porucznik, pomocnik naczelnika cyrkułu, na schodach... Za co on ją tak zbił? i... poco przychodził?
Anastazja, milcząc i chmurząc brwi, przyglądała mu się i długo tak patrzyła. Zrobiło mu się bardzo nieprzyjemnie od tych oględzin, nawet strasznie.
— Nastusiu, dlaczego nic nie mówisz? — szepnął nieśmiało, słabym głosem.
— To krew — odpowiedziała nareszcie, cicho i jakby mówiąc do siebie.