Strona:PL Fiodor Dostojewski - Zbrodnia i kara tom I.djvu/111

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
— 107 —

wreszcie i czasu niema na to — oschle i z wyższością przerwał porucznik, ale Raskolnikow powstrzymał go z zapałem, chociaż zaczęło mu nagle być bardzo przykro.
— Ale pozwól pan, pozwól mi pan choć w części opowiedzieć wszystko, jak było i... w kolei rzeczy... chociaż, zgadzam się z panem, że te szczegóły zupełnie są zbyteczne — ale przed rokiem ta panna umarła na tyfus, ja zaś zostałem nadal lokatorem, jak byłem, i gospodyni, gdy się przeniosła na teraźniejsze mieszkanie, powiedziała mi... i powiedziała po przyjacielsku... że ufa mi zupełnie, ale czy jej nie zechcę dać tego oto kwitu na sto piętnaście rubli, to jest tyle naliczyła długu mego. Pozwól pan: powiedziała mianowicie, że skoro tylko dam jej ten kwitek, to znowu mi będzie kredytować, ile zażądam, i że nigdy, nigdy, ze swej strony — to są własne jej słowa — nie skorzysta z tego kwitu dopóki ja sam nie zapłacę... I oto teraz, gdym stracił lekcje, gdy nie mam co jeść, ona skarży mnie... Cóż panowie na to?
— Wszystko to są bardzo czułe szczegóły, ale nas one nic nie obchodzą — ostro odciął porucznik — powinieneś pan dać zobowiązanie, a żeś pan tam raczył być zakochany i wszystkie te tajemnicze szczegóły — to nam nic do tego.
— No, no, jesteś bez litości... — szepnął naczelnik, siadając za stołem i także zaczynając podpisywać papiery. Jakgdyby się zawstydził.
— Pisz pan — rzekł referent do Raskolnikowa.
— Co pisać? — zapytał jakoś niezwykle szorstko.
— Podyktuję panu.
Raskolnikowi wydało się, że referent postępował z nim jakby niedbalej po jego spowiedzi — ale, rzecz dziwna — zrobiło mu się nagle samemu wszystko jedno, jakiego kto jest o nim zdania, a ta przemiana nastąpiła w nim jakoś w jeden moment, w jednej chwili. Gdyby się chciał nieco zastanowić, to oczywiście byłby zdziwiony, jak mógł w ten sposób rozmawiać z nimi, a nawet narzucać się ze swojemi uczuciami? I skąd się wzięły te uczucia? Przeciwnie, teraz, gdyby pokój zapełnił się nie policjantami, ale jego najszczerszymi przyjaciółmi, to i wtedy nawet, zdaje się, nie znalazłby w sobie dla nich ani jednego ludzkiego słowa, do tego stopnia opróżniło mu się serce. Ponure uczucia męczącego, nieskończonego osamotnienia