Strona:PL Feval - Garbus.djvu/756

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lonego wapnem obuwia i rozczochranych włosów nowoprzybyłego, w których pełno było słomy.
Śliczna toaleta do księżny pani!
— Kroćset tysięcy! Błazny! — krzyczał głos. — Dużo imnie obchodzi wapno w obuwiu albo słoma na głowie! Tam, skąd ja wyszedłem nie uważa się na to!
— A pan pewnie z kabaretu? pytał chór nielitościwy.
— Błazny jedne! Hultaje! Wisielec! — wołał głos. Powiedzcie tylko księżnie, że kuzyn jej markiz de Chaverny, chce się natychmiast nią widzieć.
— Chaverny! — powtórzyła podsłuchująca dona Kruz.
Służba zaczęła się między sobą naradzać. Ten i ów poznał markiza pomimo przebrania a wszyscy wiedzieli, że naprawdę był kuzynem Gonzagi.
Ale zdaje się, że Chaverny uznał iż te namysły za długo trwają, bo dona Kruz usłyszała hałas zaciętej walki, potem szybkie kroki na schodach, potem tuż za je plecami roztwarły się raptownie drzwi i przed jej oczami stanął markiz we wspaniałym płaszczu pana Pejrola.
— Zwycięstwo! — krzyknął, odpędzając tłum goniących za nim lokajów i pokojówek. — O mało mię nie doprowadzili do gniewu te gałgany.
Trzasnął drzwiami za goniącymi i dopadłszy do dony Kruz śmiejąc się zaczął całować jej ręce. Nie dziwił się nawet, że ją spotyka w tem miejscu.