Strona:PL Feval - Garbus.djvu/731

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— No, przecie i dzisiaj to dla niego — tłomaczył Paspoal.
Kokardas westchnął głęboko, rozebrał klucznika, któremu przedtem zakneblował usta. Paspoal tak samo postąpił z dozorcą, i po chwili obaj byli gotowi w nowych toaletach. Zaiste, jak Chatelet Chateletem nie było nigdy dotąd w jego murach tak wspaniałych dozorców.
Chaverny też już przyoblekł wspaniały; kaftan dobrego pana Pejrola.
— Dzieci kochane — rzekł naśladując głos i ruchy służalca Gonzagi — spełniłem już moja posłannictwo; proszę was, odprowadźcie mnie aż do bramy zamku.
— Czy ja mam choć trochę minę dozorcy! — zapytał Paspoal.
— Do złudzenia! — pocieszył go Chaverny.
— A ja czy choć zdaleka podobny jestem do klucznika?
— Jak dwie krople wody — odpowiedział markiz. — A teraz w drogę ja mam spełnić jakieś polecenie.
I wszyscy trzej wyszli z ciemnicy, potem zamknęli drzwi na wszystkie spusty. Pan Pejrol i obaj dozorcy więzienni zostali sami skrępowani z zakneblowanemi ustami. Nic będę opisywał smutnych rozmyślań, w jakie się pogrążyli.
Tymczasem trzej nasi więźniowie wyszli bez przeszkody z pierwszego korytarza nie spotkali nikogo.
— Nic zadzieraj tak głowy, mój drogi Kokardasie — rzekł Chaverny. — Boję się, aby cię nie zdradziły twoje wąsiska.
— Ręko Boska! Łatwiej mię potraficie po-