Strona:PL Feval - Garbus.djvu/729

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— To niegodnie — dodał Paspoal z wyrzutem.
— Słoi przyjaciele — zawołał przestraszony Pejrol, widząc ich coraz bliżej siebie, — tylko zdaleka! Nie zmuszajcie mię do wyciągnięcia szpady....
— Fe! Cóż znowu! — westchnął Paspoal — wyciągać tak zaraz szpadę na nas! Bezbronnych! — dorzucił Kokardas. — To byłoby nieładnie!
Ale wciąż podchodzili coraz bliżej.
Co znaczy ten otwór? — zapytał p. Pejrol, dotykając rękojeści szpady. — Próbowaliście uciekać i nie udało się wam? Stój! — przerwał groźnie. — Jeszcze krok jeden, a wyciągam szpadę!
Wtem druga ręka biała, w koronkowym mankiecie, ręka markiza Chaverny chwyta za rękojeść tejże szpady i wyciągnąwszy ją z pochwy, dotyka jej końcem chudej szyi służalca Gonzagi.
— Milczeć albo śmierć! — rozkazał cichym głosem Chaverny.
Wargi Pejrola okryły się pianą; ale zamilkł Kokardas i Paspoal zerwawszy szarfy z ubrania, w jednem mgnieniu oka skrępowali mu ręce i nogi.
— Co teraz? — zapytał Kokardas.
— Teraz — mówił Chaverny — ty na prawo drzwi, przyjaciel twój na lewo, a gdy wejdą klucznik z dozorcą złapać ich za gardło.
— To oni mają wejść? — zapytał Kokardas?