Strona:PL Feval - Garbus.djvu/717

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ny Fleury i drażniący uśmieszek Cydalisy.
Chaverny śnił także, ale inaczej. Leżał na słomnianym barłogu w ubraniu w nieładzie, z rozczochranemi włosami. Rzucał się w niespokojnym śnie i mruczał:
— No garbusie, nie oszukuj, jeszcze raz! Acha! Ty udajcsz, że pijesz, huncwocie, a wino leje się po twoim żabocie. No prędko! Niech tu przyniosą dwie beczki, dwie pełne beczki, ty wypijesz jedną, a ja drugą. Ty gąbko jedna! Ale na Boga, usuńcie tę kobietę, która mi siedzi na piersiach, taki ciężar! Czy to moja żona? Muszę być żonaty...
Twarz jego wyrażała nagłe niezadowolenie.
— Ach, to dona Kruz! Poznaję ją. Ukryjcie mnie! Nie chcę,żeby dona Kruz zobaczyła mnie w takim stanie. Weźcie sobie napowrót te pięćdziesiąt dukatów, ja chcę się ożenić tylko z doną Kruz!
I nagle milkł. To znów chwytał go śmiech idyotyczny, pijacki. Nie zwracał najmniejszej uwagi na lekki hałas ponad głową; wystrzały armatnie zdołałyby go chyba dopiero obudzić. A ów hałas wciąż się powiększał. Sufit był cienki, po kilku minutach tajemniczego szmeru, zaczęły spadać spore kawałki muru. Chaverny czuł je przez sen na twarzy i coraz opędzał się ręką, jak od much natarczywych.
Wreszcie spadł większy kawałek gzemsu i uderzył go w czoło.
— Do kroćset dyabłów! — krzyknął. — Przeklęty garbusie, już sobie pozwalasz rzucać na mnie kawałkami chleba! Mogę pić z tobą,