Strona:PL Feval - Garbus.djvu/675

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gonzagę. Kokardas i Paspoal doszli aż do ścieżki, na której wczoraj pan Pejrol znalazł trupy Saldaniego i Faenzy. Pusto było wszędzie.
Dziwne im się wydawało, że bramka od podziemnego wyjścia na uliczkę była otwarta.
Na uliczce była pustka. Obaj nasi zuchy, spojrzeli sobie w oczy.
— Te! Te! — mruknął Kokardas. — Przecież tego chyba nie zrobił ten filut Paryżanin, przecież jest tam na górze, od początku wczorajszego wieczoru.
— Czy to można wiedzieć, do czego on zdolny! — odrzekł Paspoal.
W tem dał się słyszeć lekki hałas od strony kościoła.
— Zaczekaj tutaj — rzekł Gaskonczyk — pójdę zobaczyć.
I zaczął się przesuwać wzdłuż muru ogrodowego; Paspoal stał przy bramce.
Na końcu ogrodu stał cmentarz Saint-Magloire. Doszedłszy tam, Kokardas ujrzał liczny oddział gwardzistów francuskich.
— Ho, ho! Lebiodo — rzekł wróciwszy do Paspoala — jeżeli się ma tańczyć, nie zabraknie skrzypiec.
Tymczasem Oriol z towarzyszami wtargnęli do pokoju Gonzagi, gdzie na wygodnej sofie drzemał spokojnie notaryusz królewski, pan Grewo.
Był to mężczyzna mniej więcej czterdziestoletni, tęgi, świeży różowy, uśmiechnięty — jednem słowem, miły oku. Oriol wziął go poufale pod ramię, Cydalisa pod drugie i tak go oboje prowdzili na górne piętro.