Strona:PL Feval - Garbus.djvu/670

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Jaki artykuł? — dopytywał się grubas.
— Rozum — odrzekł Ezop II. — Idź więc na targ, mój szlachcicu.
Garbus dostał znów oklaski, a Oriol dał nurka w ciżbę.
Choisy, Noce i Navail, otoczywszy donę Kruz, rozpytywali się o szczegóły czarów, na które patrzyła zblizka.
— Co on mówił? Czy mówił po łacinie?
— Czy miał co w ręku?
Mówił po hebrajsku — odpowiedziała gitanita, która zdawła się otrząsać z odrętwienia.
— A ona go rozumiała?
— Doskonale. Potem wyjął z kieszenie coś, co było podobne jak to powiedzieć...
— Pierścień zaczarowany? Prędzej paczkę banknotów! — wtrąciła Nivella.
— Nie, to podobne było do chusteczki do nosa — zakończyła gitanita, odchodząc.
— Tam. do kata! — rzekł Gonzaga, kładąc rękę na ramieniu garbusa. — Stajesz się cennym, mój przyjacielu. Podziwiam cię!
— Jak na początek, to nieźle, prawiła, ekscelencyo? uśmiechnął się Ezop II. — Ale, panowie — przerwał nagle — proszę się odsunąć trochę! Dalej, dalej, jeśli łaska, aby jej nie spłoszyć. Dosyć miałem kłopotu. Gdzie notaryusz?
— Niechaj sprowadzą królewskiego notaryusza! — rzucił książę Gonzaga.