Strona:PL Feval - Garbus.djvu/582

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

dwie Armidy...
Dziwiono się, widząc spokój księcia wobec tej zuchwałej wyprawy.
— I podobają ci się? — zapytał ze śmiechem.
— Uwielbiam je obie. Ale co się stało, kuzynie? — przerwał. — Dlaczego mnie wzywasz?
— Dlatego, że jest wesele dziś wieczorem — odparł Gonzaga.
— O! Naprawdę! A więc jeszcze się ludzie żenią? I kto się żeni?
— Posag: pięćdziesiąt tysięcy dolarów.
— Gotówką?
— Gotówką.
— Piękna skarbonka! Z kim?
Obejrzaj się dokoła.
— Zgadnij! — odparł Gonzaga, który śmiał się ciągle.
— Wiele tu widzę min oblubieńców — mówił Cheverny — nie zgadnę. Jest ich dużo. Ach, owszem, to ja może?
— Trafiłeś! — rzekł Gonzaga.
Wszyscy wybuchnęli śmiechem.
Garbus otworzył delikatnie drzwi swej budki i stanął na schodach. Twarz jego zmieniła wyraz. Nie była to już ta głowa myśląca, to spojrzenie chciwe i głębokie, ale twarz Ezopa, wcielona ironja i drwiny.
— A posag? — zapytał Chaverny.
— Oto jest — odpowiedział Gonzaga, wyciągając z kieszeni paczkę akcyi — już gotowy.
Chaverny się zawahał; inni winszowali mu, ze śmiechem. Garbus zbliżył się powoli, nadsta-