Strona:PL Feval - Garbus.djvu/579

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Z radością! — odparł Normandczyk, który w jednej chwili zalał się łzami.
— A jeżeli przeciwnie — ciągnął dalej Gaskończyk, — pan Lagarder się nie zjawi, zwrot honoru. Jego ekscelencya nie odmówi pozwolenia dwu dobrym chłopcom nadal poświęcać nu swoje życie.
— Dobrze — rzekł Gonzaga — będziecie z nami w pawilonie, wypadki rzecz osądzą.
Kokardas i Paspoal rzucili się do jego ręki i ucałowali ją z zapałem.
— Boskie słowa! — zawołali obaj z rozjaśnionemi twarzami, niby najsprawiedliwsi ludzie..
Ale Gonzaga patrzył w tej chwili me na nich, lecz na nieszczęśliwe miny swych dworaków.
— Kazałem, aby mi sprowadzono Chaverny’ego — rzekł zwracając się do Pejrola.
Pejrol wyszedł natychmiast.
— Co wam się stało, panowie? — zapytał książę. — Jesteście bladzi i niemi... jak widma.
— To prawda — szepnął Kokardas, ze nie okazują szalonej wesołości, o nie!
— Czy się boicie? pytał dalej Gonzaga.
Szlachcice drgnęli, a Navail wybuchnął:
— Strzeż się, ekscelencyo!
— Jeżeli się nie boicie — mówił dalej książę, — to znaczy, że nie chcecie iść za mną.
A gdy wszyscy milczeli, zawołał gwałtownie:
— Strzeżcie się wy, panowie, moi przyjaciele! Pamiętajcie, co wam wczoraj mówiłem