Strona:PL Feval - Garbus.djvu/552

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Bógby dał, eskcelencyo, abym był skąpcem — odparł, — gdybym mógł kochać te biedne grosze, jak kochanek kocha swą kochankę! To jest namiętność! Użyłbym całego życia na jej zaspokojenie. Co za szczęście posiąść cel w życiu, pretekst do wysiłków i istnienia! Ale nie każdy, kto chce, może być skąpcem. Długo żywiłem nadzieję że stanę się skąpcem, ale nie mogłem być i nie jestem skąpy.
Westchnął głęboko i skrzyżował ręce na piersiach.
— Miałem jeden dzień szcęścia — mówił dalej. Zacząłem liczyć moje skarby, cały dzień rozmyślałem nad tem, co z niemi zrobię miałem dwa, trzy razy tyle, niż myślałem, powtarzałem sobie w upojeniu: “Jestem bogaty! Jestem bogaty! Kupię sobie szczęście!“ Obejrzałem się dokoła siebie, nikogo nie było; spojrzałem w lustro: zmarszczki i siwe włosy.... już siwe! Czy to nie wczoraj bito mnie, jak dziecko? “Lustro kłamie!“ — zawołałem. Stłukłem lustro. Jakiś głos mi szeptał: “Dobrze zrobiłeś! Tak trzeba postępować z zuchwalcami, którzy, tu na ziemi, mówią szczerze!” I ten sam głos powtarzał: “Złoto jest piękne! Złoto jest młode! Siej złotem garbusie starcze! Siej złotem, a będziesz zbierał młodość i piękność! Kto tak mówił ekscelencyo! Wiedziałem dobrze, że jestem szalony. Wyszedłem. Szedłem prosto przed siebie ulicami, szukając jednego życzliwego spojrzenia, jednego uśmiechniętego do mnie oblicza. “Garbus! Garbus!” powtarzali ludzie, do których wyciągałem rękę. “Garbus! Garbus!” wołały kobiety, do których rwało się mo-