Strona:PL Feval - Garbus.djvu/441

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Widocznie miał mu dużo rzeczy do powiedzenia.
— Napewno dużo rzeczy — rzekł Pejrol — i niech wasza ekselencya sam osądzi.
Tu służalec zaczął opowiadać scenę, jaka się odbyła pod namiotem indyjskim.
Kiedy skończył, Gonzaga uśmiechnął się z politowaniem.
— Te garbusy mają zawsze spryt wielki — rzekł niedbale — ale spryt ten jest zato dziwaczny i niezgrabny, jak ich postać; zawsze grają jakieś bezużyteczne komedye. Ten który spalił świątynię w Efezie, aby stać się sławnym, musiał być też garbatym.
— I to wszystko; co wasza ekselencya ma mi do powiedzenia? — zawołał Pejrol z rozpaczą.
— Oby tylko ten garbus — rzekł zastanawiając się Gonzaga — nie zechciał sprzedać się zbyt drogo.
— On nas zdradza! — wyrzekł z energią Pejrol.
Gonzaga spojrzał nań z uśmiechem ironicznym.
— Mój biedny chłopcze, widzę że trudno jest z ciebie zrobić cokolwiek. Czyś ty dotychczas nie odgadł, że ten garbus stara się włożyć całą swą gorliwość do naszej sprawy?
— Nie ekselcncyo, przyznaję żem nie odgadł.
— Ale ja nie lubię gorliwości — mówił Gonzaga — i garbus będzie za to zgromiony. Tem nie mniej nasuwa nam doskonałą myśl.
— Gdyby mi wasza ekselencya raczył wytłomaczyć...