Strona:PL Feval - Garbus.djvu/439

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

tędy, piękny rumak zaledwie trzymał się przy życiu. Markizie, i ty nie jesteś na swojem miejscu: umrzesz młodo, bo nie będziesz miał dosyć sił, aby stać się łajdakiem!
Garbus ukłonił się i odszedł.
Chaverny stał przez długą chwilę bez ruchu, z głową na piersi spuszczoną.
Przybiegli towarzysze, którzy zdaleka przypatrywali się scenie z garbusem.
— To wcielenie dyabła, ten garbus — zawołał Oriol.
— Patrzcie tylko, jak biedny Chaverny zmartwiony!
— Chaverny, co on ci mówił?
— Chaverny, opowiedz nam to!
Otoczyli go, ale markiz patrzył na nich głęboko zadumany. I mimowoli, nie czując, że mówi, powtarzał:
— Są uczty, które nie mają jutra!
W salonach pałacu muzyka ucichła. Tutaj, również jak w ogrodzie, gwarno było i wesoło. Książę Gonzaga zabawiał damy, a był ich ulubieńcem. Elegancka jego postawa i błyskotliwość słowa, zdobywały mu łaski płci pięknej.
Wtem, wśród największego powodzenia i zachwytu całego towarzystwa, ujrzał Gonzaga Pejrola, wciśniętego we framugę okna. Zastanowił go szczególny wyraz fizyonomii wiernego sługi. Wydał mu się poprostu uosobieniem rozpaczy i boleści. Był blady i co chwila obcierał pot, który grubymi kroplami osiadał na czole.
Gonzaga skinął na niego. Pejrol chwiejąc się,