Strona:PL Feval - Garbus.djvu/352

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

że młode dziewczęta są płoche. Franciszka źle widziała, wcale nie płakałam. Spójrz na moje oczy, Henryku, czy dostrzeżesz tam łzy.
Uśmiechała się radosna i szczęśliwa, a mistrz Ludwik patrzył na nią z zachwytem.
— Coś ty mi opowiadał chłopcze — mówiła poczciwa Franciszka, patrząc surowo na Janka, — że nasza panienka ciągle płacze?
— Ach Boże! — szepnął Janek. — Słuchaj babciu, ja nie wiem, może tyś źle usłyszała, albo ja źle widziałem, w każdym razie panienka nie chce, żeby wiedziano, że płakała.
Franciszka tymczasem podała główną potrawę kolacyi.
— Swoją drogą — wtrąciła — panienka siedzi zawsze sama i to nie jest miłe życie.
— Czy prosiłam was, żebyście się nademną użalali? — rzekła z wymówką zarumieniona Aurora.
Mistrz Ludwik podał jej rękę i przeszli do pokoju, gdzie stół był nakryty. Usiedli naprzeciwko siebie; Berichon, jak zwykle stanął za krzesełkiem Aurory, żeby jej służyć. Po kilku minutach, podczas, których udawali, że jedzą, mistrz Ludwik zwrócił się do Janka.
— Pozostaw nas samych, moje dziecko, nic potrzebujemy już ciebie.
— Czy mam podać inne potrawy? — zapytał chłopiec.
— Nie — odparła spiesznie Aurora.
— A więc przyniosę deser?
— Idź rozkazał mistrz Ludwik, wskazując mu drzwi.