Strona:PL Feval - Garbus.djvu/348

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

panienki, dziurka błyszczała, przyłożyłem do niej oko.
— I cóżeś zobaczył?
— Mówiłem panience nic wielkiego! Garbusa nie było. Tylko mistrz Ludwik siedział przy stole, na którym stała szkatułka, ta sama szkatułka. którą tak strzegł podczas podróży. Miałam zawsze dowiedzieć się, co w niej jest? Ileż, pistolów zmieściłoby się w niej! Ale to nie pieniądze trzyma tam mistrz Ludwik. Widziałem, jak wyjmował z niej paczkę papierów, jakby wielką kwadratową kopertę z trzema wiszącemi pieczęciami z czerwonego laku.
Aurora poznała ten opis. Milczała jednak.
— Ale — ciągnął dalej Janek — koperta ta drogo mnie mogła kosztować. Zdaje mi się, że mimowoli zrobiłem jakiś szelest, jakkolwiek jestem zręczny. Pan otworzył drzwi. Miałem czas tylko zeskoczyć na dół ze schodów i upadłem tak, że dotąd bolą mnie boki. Już mnie na to nikt nie weźmie... Ale panienka której wszystko wolno, panienka, która niczego nie potrzebuje się obawiać... Powiem panience, że chciałbym dzisiaj wcześniej zjeść kolacyę, mógłbym bowem zobaczyć bal w Palais Royal. Gdyby panienka poszła na górę, gdyby go zawołała swoim słodkim głosikiem?...
Aurora nic nie odpowiedziała.
— Czy panenka widziała — ciągnął dalej Berichon, który nie był gadułą — czy panienka widziała, jak przez cały dzień przyjeżdżały wozy z kwiatami, zielenią, lampionami, jak zwożono ciasta i likiery?