Strona:PL Feval - Garbus.djvu/347

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Założyłbym się jednak — mówił że on jest tam na górze z tym dyabliskiem garbusem. Żal mi panienki, że się martwi. Gdybym się odważył...
Przeszedł dużą salę i wstępował już na schody, prowadzące do apartamentów mistrza Ludwika.
— To wzbronione — pomyślał — i nie chciałbym widzieć pana kawalera w gniewie, jak przeszłym razem. Boże jedyny! A panienko, — rzekł głośno zbliżając się do Aurory, — dlaczego on się jednak tak ukrywa? To wzbudza plotki. Ja, naprzykład, jestem pewny, będąc na miejscu sąsiadów, gadałbym jak oni: a przecież nie jestem gadatliwy. Mówiłbym jak inni: “To spiskowiec,” albo “To czarownik.”
— A oni mówią? — zagadnęła Aurora.
Zamiast odpowiedzieć, Janek począł się śmiać.
— Wielki Boże! — zawołała. — Gdyby oni wiedzieli tak jak ja, co tam jest na górze: łóżko kufer, dwa krzesełka, szpada wisząca na ścianie — oto cale umeblowanie. Co innego ten drugi pokój ten zamknięty. Tam widziałem tylko jedną rzecz.
— Co takiego? — zapytała żywo Aurora.
— Och, nic wielkiego. Było to jednego wieczoru gdy pan zapomniał założyć blaszki na dziurkę od klucza?
— Mój Boże panienko! To przecież nic złego. Poszedłem na górę, żeby pana poprosić do