Strona:PL Feval - Garbus.djvu/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Mój poważny młodzieniec wydawał mi się przeciwieństwem markiza Chaverny chyba, że opinia rzucała na niego haniebne oszczerstwa.
I tak się rzeczywiście stało; ów skromny paniczek był naprawdę markizem Chaverny.
Ten dyablik, ten demon! Myślę że gdyby Henryk nie istniał, tobym się w nim zakochała.
Miał dobre serce, matko serce zepsute przez tych którzy obałamucali jego młodość ale serce szlachetne jeszcze, gorące i dzielne.
Przypuszczam, że wiatr musiał unieść przypadkiem róg mojej story, bo zobaczył mnie i odtąd nie opuszczał ogrodu.
Ach, uchroniłam go przed wieloma szaleństwami! W ogrodzie słodki był jak aniołek. Conajwyżej odważył się pocałować zerwany, kwiatek, który następnie rzucał w stronę mojego okna.
Pewnego razu rzucił mi bardzo zręcznie przez okno mały bilecik.
Zachwycający bilecik, matko droga! Chciał się ze mną ożenić i mówił, że ocalę jedną duszę od piekła. Z trudnością powstrzymałam się, aby mu nie odpowiedziać, byłoby to przecież dobry uczynek. Ale powstrzymała mnie myśl o Henryku, nie dawałam nawet znaku życia.
Biedny markiz długo czekał z oczami, utkwionemi w moje okno, potem widziałam, że ocierał powieki, pewno były tam łzy. Serce mi się ścisnęło, ale trzymałam się dzielnie.
Tego samego wieczoru stałam na balkonie wieżyczki nad naszem mieszkaniem, skąd był widok na główną aleję ogrodą zarazem i na małą ciemną uliczkę. Henryk spóźnił się, czekałam