Strona:PL Feval - Garbus.djvu/282

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

lerze, nie przyszliśmy tu, aby wam wykradać dlaczego świetny Lagarder poniżył się do tego rzemiosła, psującego białe ręce i męczącego piersi, nieprawda mój siostrzanie.
Siostrzeniec skłonił się niezgrabnie.
— Przychodzimy dokończył wymowny Hiszpan, — aby pomówić z waszmość panem w pewnej sprawie rodzinnej.
— Słucham, — odrzekł Henryk.
Don Migel usiadł i zapalił cygaro.
— Sprawa rodzinna — mówił dalej — zwyczajna sprawa rodzinna. Nieprawda don Sanszo? Trzeba wam wiedzieć panie kawalerze, że w naszej rodzinie jesteśmy wszyscy dzielni, jak Cydowie. Ja którgo tu widzisz spotkałem raz dwóch Hiszpanów z Tolosy. Byli oni silni i olbrzymi chłopi... Ale opowiem waszmości tę historyę innego dnia. Nie chodzi tu o mnie, ale o mojego siostrzana Sanszo. Otóż mój siostrzeniec starał się uczciwie o rękę pewnej ładnej dziewczyny. Jakkolwiek chłopak jest porządny, bogaty i niegłupi, o nie! dziewczyna długo nie mogła się zdecydować. W końcu zakochała się ale, wyobraź sobie, panie kawalerze, w kim innym. Nieprawda mój siostrzanie?
Pomny don Sonszo mruknął potwierdzająco.
— Rozumiesz waszmość — mówił dalej don Migel — dwa koguty o jedną kurę, to bitwa! Miasteczko nieduże, nasi dwaj młodzieńce spotykali się codziennie. Głowy się zapaliły; mój siostrzan stracił cierpliwość i kawalerze, za-