Strona:PL Feval - Garbus.djvu/263

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Niema żadnego ale: Do licha, wasza książęca mość zna tego człowieka równie dobrze jak ja. Jest gwałtowny, bardzo gwałtowny, można nawet powiedzieć brutalny. Jeżeli zobaczy za mną tych dwóch wisielców...
— Siarczyste! — zaklął z oburzeniem Kokardas.
— Jak można być tak niegrzecznym? — dorzucił Paspoal.
— Chcę działać sam albo wcale — zakończył Ezop stanowczym tonem.
Gonzaga i Pejrol poczęli się naradzać.
— Tak ci chodzi o twoje plecy? — zapytał drwiąco książę.
Garbus skłonił się i odrzekł:
— Tak jak tym zuchom o ich szpady. Zarabiam niemi na chleb.
— To mi za ciebie odpowiada — odrzekł Gonzaga, patrząc prosto w oczy garbusa. — Rozumiesz? Służ mi wiernie, a będziesz wynagrodzony, w przeciwnym razie....
Nie dokończył i podał mu bilet. Garbus wziął go i skierował się w stronę drzwi, kłaniając się ciągle.
— Zaufanie waszej książęcej mości przynosi mi zaszczyt — powiedział. — Tej nocy usłyszycie mnie jeszcze.
A gdy Kokardas i Paspoal na znak Gonzagi chcieli iść za nim, odsunął ich ręką, w której nie spodziewaliby się takiej siły i skło niwszy się, zatrzasnął drzwi przed nimi.
— Prędko! — zawołał Gonzaga do Pejrola. — Niech za pół godziny będzie otoczony dom