Strona:PL Feval - Garbus.djvu/262

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ezop, pokazując ostatni bilet, który Gonzaga trzymał jeszcze w ręku.
— Co z nią zrobisz?
— Zrobię z niej dobry użytek. Oddam ją temu człowiekowi, a on dotrzyma obietnicy, którą tu czynię w jego imieniu; przyjdzie na bal regenta.
— Do dyabła, przyjacielu! — zawołał Gonzaga. — Musisz być piekielnym hultajem!
— O, o! — odparł skromnie garbus, — bywają gorsi odemnie.
— Skąd ta gorliwość do służenia mi?
— Już taki jestem, przywiązuję się do ludzi, którzy mi się podobają!
— A my ci się podobamy?
— Bardzo.
— Więc dlategoaby nam okazać sympatyę, zapłaciłeś trzydzieści tysięcy franków?
— Za budę? — przerwał garbus. — O nie, przepraszam! Spekulacye, interesy pieniężne!
Gonzaga skinął na Kokardasa i Paspoala, którzy zbliżyli się natychmiast, szczękając szpadami.
— Co to za jedni? — zapytał Ezop.
— Ludzie, którzy będą twymi towarzyszami, jeżeli przyjmę twoje usługi.
Garbus skłonił się ceremonialnie.
— A więc je odrzuć, wasza książęca mość — rzekł, a potem dodał, zwracając się do dwóch zbirów. — Dobrzy ludzie, nie fatygujcie się, nie pójdziemy razem.
— Ale... — zaczął Gonzaga z groźną miną.