Strona:PL Feval - Garbus.djvu/261

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gonzaga i Pejrol zamienili między sobą spojrzenia.
— Ale — zapytał książę zniżonym głosem — to pismo.....
— Posiadam małe talenciki — odpowiedział Ezop, — ręczę za doskonałą imitacyę. Gdy raz widzę pismo jakiego człowieka....
— To cię może daleko zaprowadzić! człowiek?
— Och, człowiek! — przerwał garbus ze śmiechem. — Jestem zamały, nie mogę go naśladować.
— Czy znasz go?
— Dosyć dobrze.
— Skąd go znasz?
— Wspólne sprawy....
— Czy możesz dać nam o nim jakie wiadomości?
— Jedną tylko: wczoraj zadał dwa ciosy, jutro zada dwa drugie.
Pejrol zadrżał od stóp cło głowy.
— W podziemiach mojego pałacu mam dobre więzienia — odrzekł Gonzaga.
Garbus nic zwrócił uwagi na jego groźną minę i odpowiedział:
— Szkoda miejsca! Zrób z nich księże piwnice, to je wynajmiesz handlarzom wina.
— Podejrzewam, że jesteś szpiegiem.
— Marny pomysł. Człowiek, o którym mowa nie ma ani grosza, a nasza książęca mość jest milionerem. Czy chcecie, abym wam go wydał?
Gonzaga spojrzał na niego ze zdumieniem.
— Dajcie mi tę kartkę, — mówił dalej