Strona:PL Feval - Garbus.djvu/248

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wszyscy powstali w z zamieszaniu. Stronnicy Gonzagi mówili wszyscy naraz, domagając się sprawiedliwości. Dostojnicy naradzali się.
— Tak, żyje, żyje! — zawołała z wybuchem.
— Żyje pomimo Was, z miłosierdzia Boskiego.
— Mówiłem wam — powtarzał kardynał, mówiłem, Wam, książę! Ale nic wszystko jeszcze wiemy i zaczynam wierzyć, że księżna nie jest waryatką!
Podczas ogólnego zamieszania, głos za kotarą przemówił.
— “Dziś wieczorem na balu u Regenta usłyszysz pani dewizę Neversa”.
— I zobaczę moją córkę? — wyszeptała księżna, blizka omdlenia.
Za kotarą rozległ się lekki odgłos zamykanych drzwi. Potem cisza. Był to najwyższy czas, bo Chaverny, ciekawy jak kobieta i mający pewne podejrzenia, wsunął się poza kardynała Bissy. Podniósł nagle kotarę.... nic za nią nie było, ale księżna wydała lekki okrzyk. Chaverny otworzył drzwi i pobiegł na korytarz.
Korytarz był ciemny, bo nastawał już wieczór. Chaverny nikogo nie dojrzał, tylko na końcu galeryi rysowała się niezgrabna sylwetka garbusa o wykrzywionych nogach, który najspokojniej schodził po schodach.
Chaverny począł się namyślać.
— Mój kuzyn chciał zakpić sobie z dyabła — mówił do siebie — i dyabeł się zemścił.
Tymczasem w sali na znak, prezydującego, zgromadzeni zajęli napowrót swe miejsca. Gonzaga uczynił nad sobą szalony wysiłek. Z pozoru był spokojny. Skłonił się sądziom i znowu przemówił.