Strona:PL Feval - Garbus.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Inni, patrząc na księżnę, rozumieli, co musiał cierpieć nieszczęśliwy książę.
— To za wiele! — mówił Mortemart do kardynała Bissy. — Bądźmy sprawiedliwi, to za wiele!
Kardynał Bissy wstrząsnął żabotem zaprószonym hiszpańską tabaką. Wszyscy członkowie szanownego sądu robili wszystko co mogli, aby zachować ponurą powagę, ale na dolnych ławkach nie krępowano się. Gironne ocierał niby wzruszone oczy, Oriol tkliwszy lub zręczniejszy płakał gorąco, baron Batz łkał.
— Co za dusza! — rzekł Taranne.
— Co za piękna dusza! — poprawił Pejrol, który właśnie wszedł do sali.
— Ach, dodał Oriol z uczuciem — nie zrozumiano tego serca!
— Mówiłem wam, że zobaczymy tu piękne rzeczy! — wyszeptał kardynał z westchnieniem. — Ale słuchajmy, Gonzaga jeszcze nie skończył.
Gonzaga rzeczywiście począł mowie dalej, piękny i blady ze wzruszenia.
— Niech Bóg broni, abym miał pretensyę do tej biednej, tak ciężko doświadczonej mat^ki. Matki są zawsze łatwowierne, gdyż zbyt gorąco kochają. A jeżeli ja cierpiałem, czyż ona także nie znosiła okrutnych męczarni? Najsilniejszy umysł osłabnie w ciągłych torturach. Mówiono jej, że jestem nieprzyjacielem jej córki i że miałem w tem osobisty interes. Rozumiecie to dobrze, panowie, interes, ja Gonzaga, książę Gonzaga, najbogatszy po Law człowiek we Francyi.
— Przed Law, — wtrącił Oriol.