Strona:PL Feval - Żebrak murzyn.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wziął za rękę młodzieńca, posadził go na barłogu, i sam przy nim na ziemi usiadł.
— Nic teraz nie mów, rzekł kładąc rękę na czole, jak gdyby wzywał myślą ubiegłe pamiątki. Opowiem ci bistoryę twoją i ojca twego.
Ksawery nadstawił ucha, żebrak mówił dalej głosem wolnym i poważnym:
„Jest temu lat 24, jak otrzymaliśmy wiadomość z Gwadelupy, iż murzyni w San Domingo podnieśli bunt przeciw kolonistom. Wiadomość ta przed dwoma laty byłaby serce moje dumą i radością przejęła, ale od dwóch lat znałem już mego dobrego pana, który wolnością mnie udarował, a jam mu w zamian oddał duszę i serce moje.
„Pewnego dnia wsiadł na statek i wraz ze mną do San Domingo odpłynął. Polecono mu bronić miasta Kap. Był to wojownik śmiały, nieustraszony, niezmordowany. Wiedział dobrze, iż wzburzenie panujące pomiędzy murzynami popierały jeszcze zdradzieckie obcych namowy. Co rano jeździł ze mną. Sami tylko zwidzaliśmy pola, a częstokroć i samotne góry. Miewał mowy, które ja współbraciom moim tłómaczyłem.
„Tłómaczyłem je rzewnie, lubo mi serce moje wskazywało, iż nie działałem w interesie braci moich. Ale on kazał, jam słuchał.
„Kiedy powstanie stało się ogólnem, przestał mówić i działać zaczął. Co rano zawsze opuszczaliśmy miasto, dobrze uzbrojeni, ale sami. Jakkolwiek ukrytą była jaka zasadzka, odkryć ją umieliśmy, bom ja działał dla pana mego, z przezornością właściwą memu pokoleniu. Kiedym wieczorem sam pozostał, przepraszałem Bogi ojców moich za zdradę jakiej się dopuszczałem!
„Po kilka razy atakowano nas, pan mój miał odwagę lwa z puszczy. Nieprzyjaciele padali przy nim jak drzewka