Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

W chwilach radości smutna prędkim gromem,
Spoczynku z przyszłych walk szukała przy Niej —
Toćże ze słów Jej, co jak zdrój w pustyni
Wezbrały w litość połączoną z sromem,
Rzec możesz, z góry było ci wiadomem:
Iż się tu z szczęściem wieczny rozbrat czyni!
O! wtedy — pomnę — (biada mojej duszy!) —
Tak Boska słodycz w jej się oczach wzruszy,
Że już innemi widzieć ich nie mogę!
Więc — jak ktoś, z drugim związali jak najściślej,
Pamiątkę rad mu dawa — ja jej w drogę
Serce me dałem i najdroższe myśli! —



Sonet 274.


Już we mnie z laty przymierzchała błogo
Gorącość zbytnia, jak gdy w żądz pochodnię
Dojrzałość dmucha, a ta zwolna chłodnie,
Wieczności mrocznej nadchodzącą trwogą.
Już dłużej w Laurze ostać się nie mogą
Podejrzeń widma — skoro zna, jak zgodnie
Żyć z sobą mogą siostry te przyrodnie:
Jej słodka cnota z moją męką srogą.
Już bliski czas był, gdy się Miłość dawa
Z Czystością zjednać — gdy z przyrody prawa
Bratem i siostrą są już kochankowie
Lecz Śmierć, ni Szczęścia, ni Nadziei dzieła
Dopuścić nie chcąc, w poprzek mi stanęła
Jako wróg zbrojny, w drogi mej połowie! —



Sonet 275.


Czas już był znaleźć spokój lub przymierze
Po walkach tylu! — cóż, gdy w poprzek drogi
Ta się znalazła, co przed szczęścia progi
Stając, wspólnego wszystkim kresu strzeże!
Jak mgła gdy wsiąka w tchy poranku świeże,
Tak się rozwiało życie mej niebogi —
A ja dziś w oczu jej drogowskaz błogi
Patrząc, iść za nią muszę — gdyż jej wierzę.
Nie mało odtąd zbiegło chwil, jeżeli
Już mi na skroniach włos się srebrem bieli —
Wiecznież sam będę drżał Wieczności mrowiem?