Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Gdy go obwieje wieść ta znamienita,
Rzym nasz znów dawnym Rzymem swym powita!

I jeśli kędy sprawiedliwość gości,
Każdy, kto w niebo idąc, tu zostawia
Proch swój, wraz zemną błaga cię: byś zbliska
Rzecz opatrzywszy, skarcić chciał bezprawia
Co nam zaparły wrota Łask Miłości.
Toż one wiodły w błogie dusz siedliska!
A dziś, wściekłością gdy się pięść zaciska,
Są gniazdem zbójców, których jak zwierzęta,
Gdy im się prawych wygnać ztamtąd zdarzy,
Wpośród obdartych z boskiej czci ołtarzy,
Nad miarę wszelką brudna chuć rozpęta.
O cóż za zgroza zawzięta!
Toż w dzwony brzmiące bije pomsta sroga,
Któremi indziej ludzie wielbią Boga!

Tłum kobiet łzawych, słabe niemowlęta,
Bezsilne starce, i ci, co w ponurym
Celu, od świata zbiegli jak najdalej,
Zakonni bracia wszelkich barw, i którym
Wśród tych kolei twardych precz jest wzięta
Otucha wszelka: — „Któż nas, kto ocali,
Jeżeli nie ty panie nasz!“ — wołali,
I przy tej skardze łzy tak gorzkie ronią,
Że ból w najdzikszem wzbudziłyby łonie.
Tak jest — spójrz w boski gmach ten, który płonie —
Dość żagwi kilka zgnieść tam silną dłonią,
A wnet ku ziemi się skłonią
Brudnemi dymy żądze rozgorzałe —
I czyn twój w niebie wieczną zyska chwałę!

Wrogów ludzkości czerń nieprzyjacielska,
W kolumnę naszą świetnie marmurową[1],
Raz wraz waliła ostateczną stratą;
Aż stał się wreszcie Rzym spłakaną wdową,

  1. Mowa tu o Colonnach.