Strona:PL Felicyana przekład Pieśni Petrarki.djvu/086

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Odnajść? sam jeden błądzę wśród mej biedy
Tam gdziem ją stracił, dzień i noc też całą.
Po brzegach fał szukając, to znów na dnie.
Odtąd też milczeć: jak ją wzięto zdradnie.
Ni mogę, ani język mój nie będzie —
Zkąd mi wraz z głosem barwy też łabędzie.

Tak żebrząc łaski wzdłuż lubego brzega,
Śpiewać (choć tylko mówić chcę) zmuszony,
Dziwnym się głosem skarżąc, szedłem dalej.
Niewiem, w tak słodkie wzruszające tony
Czy się miłosny kiedy jęk rozlega.
By skruszyć serce z twardej, srogiej stali!
Cóż czuć dopiero, co już wspomnieć pali!.....
Lecz raczej, niźli to co przyszłość chowa.
O słodkim, chociaż przemyślnym w katusze
Wrogu mym, mówić muszę,
Jakbądź go żadna nie wypowie mowa!
Ta więc co duszę kradnie mgnieniem śmiałem,
Pierś mi otwarłszy, serce ręką wzięła.
Mówiąc mi: — o tem nie dasz dźwięczyć słowu.
— W tem ją w odmiennej szacie ujrzę znowu,
Tak, żem nie poznał (istne czarów dzieła!).
Owszem, ze strachu prawdę jej wyznałem.
— A ona znagła własnem stając ciałem,
Zrobi niestety! iż się ze mnie stała
Pół żywa, całkiem przerażona skała.

— Jam nie jest czem mię sądzisz! — (twarz jej łzawa,
Gdy to mówiła, wskroś mię dreszczem wzruszy
W mojej opoce). Słysząc tę przestrogę:
— Rozmiękczonemu przez nią — rzekłem w duszy —
Żadne już życie przykrem się nie zdawa,
Boże mój! daj, niech znowu płakać mogę! —
W tem — jak? sam nie wiem — pomknę z miejsca nogę.
Żem był pół żywy cały dzień i zgoła
Pół trup, to tylko wina mnie samego!
Lecz chwile szybko biegą!
Pióro mej chęci sprostać nie podoła!
Ztąd, jakbądź wiele w pamięci zaznaczem,