Przejdź do zawartości

Strona:PL Faust I (Goethe, tłum. Zegadłowicz).djvu/54

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

czyni dobrze — a jeśli w tem ojca przerośnie —
stokrotnie rad być winien, bo może radośnie
przed sobą samym stwierdzić, że jego syn może
dojść do doskonałości, idąc po tym torze.

FAUST

Szczęśliwi którzy wierzą, że szczątki okrętu
swej wiary wyratują z pomyłek odmętu!
Do niewiadomej prawdy tęskni się bez granic,
a to co się zdobyło nie zda się nam na nic.
Lecz dość! po cóż zatruwać poczuciem swej winy
darzące ukojeniem zachodu godziny!
Domy pod strażą sadów opromienia zorza —
znów dzień jeden odpływa w nieznane przestworza
na nowe życie! O móc skrzydłami orlemi
lecieć za nim w bezmiary, za orbitę ziemi!
Oto widzę w marzeniu, podniesiony lotem,
całą ziemię oblaną promieni tych złotem —
ogniem płonące turnie, zciszone doliny —
rzeki stopionem złotem płynące w krainy
dalekie! Nic nie broni wysokiego biegu
góry ani przepaście! — aż morskiego brzegu
odsłonią się kontury, skąd wieczyste fale
zdają się wpływać światłem w gwiaździste oddalę.
Przedemną cień — a za mną noc — przedemną morze —
a nademną na wieczność spłomienione zorze.
Piękny sen! — dzień szarzeje, zaumiera, kona,
o nie wytęsknią skrzydeł tęskniące ramiona!
Lecz któż zabroni sercom wieczne marzyć życie,
gdy w cichy dzień skowronek dzwoni na błękicie,
gdy orzeł z turni patrzy w stawów oczy pawie,
gdy z klangorem na wyraj wzlatują żórawie?

WAGNER

Ja także w moim życiu różne sny miewałem,
lecz takich smutnych tęsknot nigdy nie zaznałem.