Strona:PL Faleński - Meandry (1904).djvu/084

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Porosła trawa,
W miejscach, co niegdyś grobami były —
Tam zapomniane licząc mogiły,
W milczeniu z niemi zostawa.


187.

Nieoględności dola jest taka:
Że kiedy ona, w sposobnej porze,
Sprowadzi kogo w bezdroże,
To wtedy, lada komar pokraka,
Zje najtęższego nawet rumaka —
Bo mu w tem wilk dopomoże.


188.

Na biesiady pańskiej zapowiednię
Szedł król możny. Lecz, gdy mu przeklęta
Cześć pozorów, mądry zmysł opęta —
To, choć Władcą był, wyglądał biednie,
Szaty mając świetne, lecz mniej przednie,
Niźli mają lilie łąk panięta.

Tkwi jedynie trwałych cnót ponęta
W duszy pięknie, które, ani zblednie
Przy gwiazd blasku, ani zmierzchnie we dnie.
Lecz jest dobrze, jeśli kto pamięta:
By nietylko pięknym był od święta,
Ale także i na dni powszednie.