Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom II.djvu/303

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
KASANDRA.

O matko, skroń mi uwieńcz, zwycięstwo jest z nami!
I raduj się, że w związki takie z królem wchodzę!
I wypraw mnie, lub z domu wypchnij-że mnie srodze,
Gdy pójśćbym dobrowolnie nie chciała. Jeżeli
Loksyasz jest naprawdę, tak się uweseli
Król Greków. Agamemnon słynny, w godach ze mną,
Że niczem ślub nieszczęsny, zawarty z nikczemna
Heleną! Zamorduję i jego grodziszcze,
By ojca i mych braci pomścić, na gruz zniszczę!
Lecz zmilczę to, nie wspomnę również o siekierze
W mych wieszczbach, co na kark mój spadnie i dobierze
Do innych też się karków, ni o krwawym czynie,
O walce matkobójczej, co na dom ten spłynie
Przez ślub mój, ni o rodu Atreja zagładzie.
Nie! O tem mówić będę, że w swojej posadzie
Szczęśliwszy jest ten gród nasz, niż Greków plemiona.
Tak powiem, wprawdzie wieszczka, przez boga natchniona,
Na czas ten jednak wieszczej zrzeknę się podniety —
Dla jednej wszak miłości, dla jednej kobiety,
Polując na Helenę, tysiące stracili...
O, mądry to naczelnik, który jednej chwili
Dla rzeczy najwstrętniejszej oddał to, co w domu
Posiadał najmilszego: dziecko swe dla sromu
Poświęcił swemu bratu, dla tej białogłowy,
Co sama, nieporwana, zbiegła za domowy
Próg męża. Do Skamandra przybywszy wybrzeży,
Ginęli nie w obronie ojczystych rubieży,
Czy murów swych stołecznych. A kto padł w tym boju,
Już dziatwy swej nie widział, juści go po znoju
Małżonka nie okryła całunem — nie, w ziemi
Spoczywać musi cudzej! Nie lepiej się plemi