Nie dużo wy podobnych ludzi odnajdziecie —
Zaledwie może jeden sławy ojca sięga.
Od wieków sprawiedliwa tej ziemi potęga
Starała się nieść pomoc wszystkim, którzy do niej
Miewali słuszne prawo. Przyjaciół swych broni,
Tysiączne znosząc trudy. I dziś, oko moje
To widzi, nowe ku nam zbliżają się boje.
Godziwieś rzekł to, starcze. Takimi też, sądzę,
I ci się nam pokażą. Wdzięczność miewa żądzę
Pamięci... Ja tymczasem zwołam ludu radę
I wszystko postanowię, ażeby gromadę
Uzbroić należytą przeciwko wyprawie
Mykeńskiej. Wywiadowców nasamprzód postawię,
By czasem nie zechcieli napaść nas znienacka.
Wiadomo, jak młódź w Argos szybka jest i chwacka
Na każde zawołanie. A potem uczynię
Ofiary, zawoławszy wróżbiarzy. Świątynię
Zeusową ty rzuć teraz i z temi dziecięty
Na zamek mój się udaj. Będziesz mi przyjęty
Należnie, bo choć mnie tam niema, ktoś tam zawsze
Zgotuje-ć powitanie, wierz, jaknajłaskawsze.
Nie rzucę tych ołtarzy; siedzieć tutaj będę,
Modlący się do bogów, aż na waszą grzędę
Zwycięstwo szczęsne spłynie. Poczekamy końca
Tej wojny; gdy z niej wyjdzie z chwałą nasz obrońca,
Pójdziemy wówczas w dom twój. Podadzą nam dłonie
Nie lichsi snać bogowie, niż ich po swej stronie