Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom II.djvu/235

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Wzrastało w bożym domu, iżby o niem w świecie
Nie wiedział nikt, co trzeba. A kiedy wyrośnie
W młodzieńca, on cię, pani, w jego życia wiośnie
Sprowadza do tych progów w bezdzietności sprawie.
Nie Bóg cię więc okłamał, tylko on! Łaskawie
Pilnował dawno chłopca i chytrze swe plany
Obmyślił: na oszustwie onem przytrzymany,
Na Boga byłby zwalił winę, jeśli zasię
Utaićby się dało, to w stosownym czasie
Zdałby nań rządy kraju. Miał też czas w stęsknionem
Swem sercu także imię wymyśleć: »Ionem«
Mianował go, że niby zszedł się z nim w tej drodze.

PRZODOWNICA CHÓRU.

O jakżeż ja oszustów nienawidzę srodze,
Człowieka, co swe życie występkami wytrze,
A potem swe łajdactwa chce upiększać chytrze!
Poczciwych raczej głupców niech wybiera serce
Za druhów, lepsi oni, niż mądrzy szalbierce.

PIASTUN.

Ze wszystkich ten największy ma cię spotkać smutek:
Bez matki, z niewolnicy zrodzony podrzutek,
Nic jakieś, ma, o pani, wkroczyć w twoje progi
I domem twym zawładnąć. Los byłby mniej srogi,
Jeśliby jakiejś matki szlachetnej chciał młodą
Latorośl w dom wprowadzić twój za twoją zgodą,
Żeś niby jest bezpłodna. Lecz jeśli dla ciebie
Przykrością by to było, niechżeby na glebie
Ajola drugiej żony sobie szukał... Przeto
Powinnaś dziś się uciec, nieszczęsna kobieto,
Do broni białogłowskiej: mieczem sprzątnąć obu,
Lub zadać im truciznę i tak ich, sposobu