Strona:PL Eurypidesa Tragedye Tom II.djvu/225

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Spoglądać będzie zezem? [Wówczas albo żona
Przymusi cię, że syna, mnie, poświęcisz dla niej,
Lub dom się twój podobny stanie do otchłani,
Jeżeli mnie wybierzesz. Jak często kobiety
Chwytały za truciznę, albo za sztylety,
By sprzątnąć swych małżonków!] Żal mi na ostatek
I żony twej, mój ojcze, że się tak bez dziatek
Starzeje [a latorośl dostojnego domu
Powinna mieć potomstwo, daleka od sromu
Bezdzietnych dni żywota.] Niesłusznie pozatem
Chwalone samowładztwo w szczęśliwość bogatem
Z pozoru tylko bywa, wewnątrz robak troski
Roztacza je na próchno! Któż ma żywot boski,
Radosny, jeśli musi rozglądać się z trwogą,
Azali ktoś nie czyha na niego? Nie! błogą
Mieć wolę ja godzinę jako zwykły człowiek,
Niż jako samowładca, który do swych powiek
Dopuszcza li hołotę i nią się li cieszy,
Natomiast precz ucieka od szlachetnych rzeszy.
Lękając się, że zginie! Może powiesz na to,
Że grosz pobija wszystko i że żyć bogato
Rozkoszą jest dla człeka? Nie lubię ja w ręku
Pieniędzy mieć, na złość się narażać i w lęku
Bytować nieustannym. Dla mnie w średnim stanie
Najlepiej. Trosk tu niema. Posłuchaj mnie, panie,
Jak dobrze mi się żyło dotychczas. Dla ludzi
Najmilsze są wywczasy. Jam je miał. Nie trudzi
Nikt sił swych ponad miarę. Nie wchodzi mi w drogę
Człek marny, a najgorszą, powiedzieć to mogę,
Jest rzeczą ustępować lichszemu od siebie.
Czas spędzam na modlitwie do tych, co są w niebie,
Lub w gronie towarzyszów wesołych, nie zrzędów.