Strona:PL Eurypides - Ifigenja w Aulidzie.djvu/68

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Helleński hufiec nagle dziką odczuł żądzę
Zapuścić swe zagony w barbarzyńskie kraje,
Ażeby już nie śmiano — przy tem on obstaje —
Porywać greckich niewiast. Pospólstwo Argosu
Zabije moją córkę, nie oszczędzi losu
Krwawego mnie i tobie, jeśli się ofierze
Bogini dziś sprzeciwię. Wierz mi, dziecko, szczerze:
Nie żaden Menelaos narzuca swe chęci,
Nie jego mnie zachcianka do tego przynęci.
Nie! Grecji to pragnienie, bym cię wiódł na drogę
Tej śmierci, chcę, czy nie chcę!... Oprzeć się nie mogę
Żądaniu, sił mi na to nie staje! Wypada
To zrobić mnie i tobie, ażeby Hellada
Swobodę swoją miała, by nie był gotowy
Porywać barbarzyńca greckiej białogłowy...
(ucieka)
KLITAJMESTRA: O wy, kobiety!
Biedna ja, biedna! Bez śladu
Giniesz! Uchodzisz w grób!
Ojciec ucieka! O rety!
Na Hadu
Rzuca cię, córko, łup!
IFIGENJA: O rety! Matko! Ten sam
Przypadł w udziele nam,
I mnie i tobie, los!
Już-ci ja stoję u końca,
Nie ujrzę już blasku słońca!
Ten cios! Ten cios!
O ty, frygijski lesie,
Śniegiem pokryty!
O ty, idajskie szczyty,
Gdzie ongi Priam swe dziecko wyniesie,
Od piersi matki porwane,