Strona:PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nagle jeden z łosi, stojący na czele, podniósł łeb, rozszerzył nozdrza i w okamgnieniu zawrócił wgłąb lasu a za nim stado. Widać doleciał ich zapach niedźwiedziątka i tak bardzo przeraził.
A biedny, mały Uab przesiedział na drzewie do rana i zmarzł tak, ze ledwie mógł się ruszać, przy tem był strasznie głodny i gdy pomyślał o swej wielkiej biedzie, zapiszczał żałośnie i zeszedł na ziemię.
Właśnie słońce przygrzało jego futerko i zrobiło mu się cieplej, a kilka jagód i trochę mrówek pokrzepiło go i powlókł się do strumyka. Tutaj przedewszystkiem umaczał w zimnej wodzie zranioną nogę, paliła go bowiem bardzo i czuł, ze mu to dobrze robi. Stąd było już niedaleko do miejsca, gdzie zostawił wczoraj matkę i rodzeństwo — tam więc podążył. Po drodze napotkał resztki wczorajszej uczty rybiej i zjadł co się dało. Już zdawało mu się, że jest blizko swej drogiej matki, gdy wtem poczuł nowy zapach, strasznie przykry i cuchnący, a gdy wdrapał się na pagórek, zobaczył kilka koyotów szarpiących coś i ciągnących po ziemi. Niedźwiadek nie szedł dalej — przerażony zawrócił i już nie poszedł więcej szukać matki — coś mu mówiło, że już jej nigdy nie znajdzie i że lepiej na miejsce nieszczęścia nie wracać. Cały dzień przełaził po lesie, znalazłszy ledwie kilka jagód dla zaspokojenia głodu.
Nadeszła znowu zimna noc, a biedny sierota, mały, okaleczały bezdomny niedźwiadek wciąż piszczał, żalił się i szukał schronienia. Wreszcie