Strona:PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

zbliżył się do podwójnych śladów baranich na nowym śniegu, spojrzał wokoło siebie uważnie i badawczo. Od pierwszego wejrzenia mógł je odczytać: były to ślady kopyt dwóch dorosłych owiec górskich, które nosami do wiatru zwrócone, przechodziły tędy. Potem zauważył, że owce były niespokojne, ale nie przestraszone i że znajdują się godzinę drogi przed nim.
W wędrówce swej pokładały się one w osłoniętych miejscach na krótką chwilę, ale zaraz się podnosiły i szły naprzód — nie wiedzione głodem napewno, bo przecież miały pożywienia masę wokoło i nie ruszały go nawet.
Ostrożnie szedł Scotty naprzód: mierzył odległość oczami i wcale nie wchodził w ślady owiec. Naraz spostrzegł małe zagłębienie pokryte łubinem, z którego wyskoczyły obydwie owce.
Zdjął strzelbę i byłby może zabił jedną z nich, gdyby bystre jego oko nie dojrzało jeszcze w porę dwuch maleńkich jagniątek, które tylko co urodzone ledwie trzymały się na chwiejnych nogach i zdawały się wahać, czy zbliżyć się do obcego człowieka, czy iść za matkami.

Owce tymczasem ostrzegały swe małe przenikliwym bekiem i powróciły w łukowatych podskokach.
Teraz już nie wzdragały się dłużej jagniątka — czuły, że należą do tych, które podobne były do nich z wyglądu i zapachu i poszły za matkami.