Strona:PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf/162

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Ale wielka rzeka płynie — potężna, nieubłagana. Oh! — jakaż okrutna!
I noc nie nadchodziła, lecz wciąż wahała się.
I jakgdyby na zgnębienie ofiary rozległ się tryumfujący okrzyk ścigających, który odbił się piekielnem echem o uszy ściganego. Był całkiem chory. Kita jego, ten sztandar wolności, nie mógł już dłużej wznosić się do góry, ale mokry i ciężki zwisł, zagrażając jego mocy; wolno szedł teraz wzdłuż gorejącego słońcem wybrzeża. Psy, węsząc zwycięstwo, nadbiegły w podskokach, ujadając szalone. Ku nim szło wolno zabłocone, poranione stworzenie, ale nie pokonany zbieg, lecz w chwale i tryumfie dający się pojmać bohater.
Szedł naprzód, a każdy punkt potoku był jak pułapka. Rzeka jego zdradziła go, a sfora psów zamknęła. Hekla, wyładowując cały swój myśliwski zapał, pierwsza zagrodziła mu odwrót.
Widok na cały ten plac walki był otwarty: szerokie wybrzeże z jednym zbiegiem, szerokie pole z ujadającą skaczącą sforą; wielka wezbrana rzeka pokryta krą lodową, płynącą z szumem i niosącą śmierć. Tu serce słabe może od razu zginąć, silne tylko jest w stanie wytrzymać.
Rycząca zgraja psów z Heklą na czele dotarła wreszcie do wybrzeża i była już tuż blizko... Szumiąca rzeka śpiewała i płynęła przez olszynową dolinę. Białe psy pstrzyły wybrzeże, tak jak białe kry lodowe pstrzyły wodę. Jedne i drugie poruszały się razem jak pod jednem hasłem złączone — parły na wspólną ofiarę...