Strona:PL Ernest Thompson Seton - Opowiadania z życia zwierząt.pdf/128

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

niel wciąż leżał, jeszcze jeden krok i przeskoczywszy lekko kępkę trawy, Domino stanął w pełnem świetle.
W okamgnieniu to niby martwe stworzenie zerwało się i skoczywszy niezgrabnie na swych długich nogach w paproć, wydawało żałosny, lękliwy dźwięk: mek—mek, mek—k—k—k.
Domino poskoczył za niem, wiedziony ciekawością i rozbawiony tym nieznanym mu głosem.
Wtem dał się słyszeć odgłos kopyt i po chwili ukazała się matka daniela. Sierść jej najeżyła się na grzbiecie, zielone oczy jej błyszczały złośliwie i Domino przekonał się, że to jest zwykła forma, w jakiej codzień zbliża się niebezpieczeństwo. Skoczył więc w bok, ale sarna biegła za nim, wydając krótkie, dzikie parsknięcia i uderzając ostremi kopytkami o ziemię. Była dziesięć razy większa od lisa, a biegła szybko jak wiatr. Dopędziła go wkrótce i złowrogo wierzgnęła przedniemi nogami. Srebrny lis skoczył w bok, sarna jednak podskoczyła ku niemu, ale lis ponownym zręcznym skokiem uratował się od uderzenia; sarna nie dała za wygrane, i zamiast cieszyć się, że dziecko jej jest nienaruszone i zdrowe, była zdecydowana, bezbronna prawie, zabić lisa, którego posądzała, że usiłował tknąć jej jelonka.
Pędziła więc lisa po przez jeżyny i gęste paprocie, zachodząc mu wciąż drogę w postawie grożącej i ze złośliwem parskaniem, rosnąc coraz więcej w pasji niż w siłach. Jeżyny przeszkadzały lisowi dosięgnąć jej wysokiej postaci, zre-