Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Że w oku jego – łza się zakręciła – –
Spiął się na skałę, gdzie zawieja była,
I Jan wśród śniegu ujrzał leżącego
Pielgrzyma . . . . . . . . . . . martwego!
Odpędził orła, co już krwawe szpony
Chciał w pierś bezbronną zapuścić zgłodniały –
Schylił się drżący, miłością natchniony
Śpiącemu bratu już oddany cały…
Skostniałą postać porwał w swe objęcia
Woła i tuli, jak matka dziecięcia
Martwe już zwłoki – na próżno!... na próżno!...
Pielgrzym niewładnie już laską podróżną!
Do ust mu oddech gorący przytula,
Próżno rozgrzewa – i w płaszcz swój otula,
Dusza wzleciała do wieczności ula!...
Pielgrzym ów w mnicha czarnym stroju odzian,
Twarz miał wpół skrytą kapturem spuszczonym,
Lecz raz pojrzawszy w nią widno – że młodzian
W wiośnie lat swoich tu zginął zbłądzonym!...
Jan w twarz spokojną patrzy długo – długo –
W tem czoło straszna chmur się zwlekło smugą,
W tem z pod kaptura nagle na śnieg biały
Wypadły długie dwa czarne warkocze,
On patrzy – patrzy w rysy martwe i urocze
I oczy Jana –
Twarz Maryi – ujrzały –
«Ja cię wynajdę idąc przeczuć drogą
Sercu co kocha, one nie omylą,
Choćby pod piekłem!...» resztę słów ze trwogą
Kończą już wichry niosąc je motylą
Piersią –! o – czemuż pierś Jana już nie ma
Głosu?... pierś jego martwa – jak pielgrzyma!...
Wzrok jego niemy tonął w jej powieki
Aż mu źrenice – ściemniały – na wieki!...

W tem z ponad śniegów rozbił się o skały
Z dala głos dzwonu głuchy i ponury