Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

O wtenczas rano było i w mej duszy!..
Znacie to wzgórze – czarowne, zielone
Kędy mogiły przy sobie kładzione
A nad krzyżami ich brzozy schylone?...
Znacie tę ciszę i te gwiazdy nocy
Kiedy je wiosny otuli dłoń błoga?
Słowiczy smętarz ten dziko uroczy
O! kto tam – w ciszy nie poczuje Boga
Ten go i w gronów nie poczuje mocy –
Ten nie wart czuć go w skonania godzinie!
Ten sen bydlęcia w sen głazów zamieni,
Co się na grobach rozsiały w ruinie –
Bo one więcej czują łzy cichemi,
Niż ci co prawią o sztuce słowami –
I szydzą, w sercu będąc płazów snami!...
Gdyby me serce mogło tak skamienieć,
Bym go w Dawida procę mógł zamienić,
Łby wasze trzaskałbym podli szydercę
Co nic nie robiąc, ni pyłku tej męki
Nie znacie – jaką czuje duch – nim z ręki
Dobędzie akkord, którym wygra serce!..
Tam na tem wzgórzu świątynia pogańska.
Stała przed wieki, tam lud niósł ofiary
Posągom Bogów... A dziś z godłem wiary
Tam się gromadka modli chrześcijańska
Cichy ten kościół – z wieżycą co w niebie
Tonąc – tak dzwoni jak człowiecza dusza
Gdy z więzów ciała o Stwórco do Ciebie
Leci i śpiewa... i chmur brzemię wzrusza –
Znacie ten kościół? w cichych brzóz on cieniu
Czarny wiekami – i w murów pierścieniu –
Do wieży jego krzykiem ptastwo leci
A w jego mury bieżą małe dzieci
Wezwane dzwonkiem, rumiane i zdrowe,
Z nad brzegów Wisły na pieśni majowe...
Ich sny wiosenne, wonne! malinowe!
I kiedy głośny chór głosów dziecinnych
Bije o łuki sklepień czarnych, starych,