Strona:PL Ernest Buława - Poezye studenta tom III.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Bolesław błądził wpadłemi oczyma
W tę białą postać miłości olbrzyma
Patrzył – i poznał – i drgnął od krwi strugi
Co błyskotała się po szacie długiej –
Twarz zakrył w dłonie, i jak wąż się zwinął,
Krzyknął, wzrok ściemniał, w łzach się rozpłynął,
U nóg anielskie stanęły mu cienie,
A cień on trzeci stanął mu nad głową,
Wzrokiem miłości tocząc łask promienie
Krzyż nad nim zrobił – i rzekł:
Przebaczenie!. .
Tu śpiew aniołów ozwał się raz wtóry
I znowu umilkł – a starzec ponury
Chciał podnieść głowę, lecz upadła głowa
I krzyknął tylko:
To on – z Szczepanowa!...
I wzniósł się słów tych posilon potęgą,
Kląkł, spójrzał w górę, na cień drżąco, łzawie,
Znów padł i jąknął: – Święty Stanisławie!
Czoło swe słoniąc włosienną siermięgą –
I do stóp cienia przypadł – łez strumienie
Z oczu rzuciły się, usty drżącemi
Chciał się nóg dotknąć – lecz tylko promienie
Całował niemo przytulon do ziemi...
A wtedy znikły z szat tych plamy krwawe,
Święty go ręką swoją dźwignął z ziemi
Schylił się nad nim a aniołki łzawe
Skroń pochylili w świętej ciszy – niemi –
«W rozpaczy bracie, pragnąłeś kapłana,
Oto ci niosę ciało i krew Pana,
Otom odwalił tę skałę od wchodu,
By Cię do niebios ztąd wywieść ogrodu...
Kędy na prośby moje Pan ci raczył
Przebaczyć, jakom – ja tobie przebaczył...
Lecz zanim skonasz, tu usty drżącemi
I sercem kornem wyspowiadaj winy,
A podam tobie chleb żywota ziemi,
I duch twój znużon wzleci z tej głębiny