Ta strona została uwierzytelniona.
Na czarnych lokach gwiezdny wian
płonącą lśni koroną
przez bezgranicza idzie łan
przestrzenią zsłonecznioną.
Długi i czarny na nim strój —
jeno ramiona białe —
— ponurość stwierdza gniew i znój
oblicze sposępniałe.
Tylko wzrok jego, jakby mrąc
w rozwianej świetlistości —
zdradza niedosyt dwojga żądz
zgubionych w ciemnistości.
„Przychodzę, usłyszałem hymn
rzucony przez przestworze —
słońce dalekie ojcem mym,
a matką nocne bezdroże.
Pójdź ze mną wielki skarbie mój,
twej ziemi porzuć łono —
jam jest Hiperjon, światła zdrój —
o bądźże ty mi żoną!
O pójdź — bym w włosów twoich len
wplótł wian z litego słońca,
bym cię przystroił w gwiezdny tren
— nad wszystko błyskająca!“