Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/153

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Tak, w lecie. W zimie... nudno. Sąsiedztwa mamy niewiele... Zimowe wieczory takie długie.
Ławicz nie odpowiedział. Myślał może o tém, jak krótkiémi bywały zawsze dla niego zimowe noce.
— A pan co robi w zimowe wieczory?
— Czytam, pani.
— I my czytamy...
— A!...
— Tak, czytamy; ja bardzo lubię czytać... Przed wyjazdem do X. czytałam powieść jednę, w któréj... w któréj...
Urwała, zaśmiała się, figlarném spojrzeniem obrzuciła tancerza swego i zaczęła tańczyć figurę trzecią. Tańcząc, szepnęła:
— Niech mnie pan pięknie poprosi, to powiem, co w powieści téj znalazłam...
Dziewczęce te spojrzenia i szepty oblały mu twarz rumieńcem.
— Proszę, — szepnął.
I w téj saméj chwili stracił całkiem pojęcie o tém, co czynić mu należało. Wysunął się na środek salonu, gdzie spotkał się z Kaplickim, który oczyma coś mu wskazał; mniemając, że idzie za wskazaniem tém, poskoczył ku pannie Alinie, która wyniosłym ruchem usunęła się od niego; obejrzał się za tancerką swą; biegła ona ku niemu, rozchichotana tak, że aż czerwone maczki drżały i roztrzepywały się nad jéj czołem; pochwyciła go za rękę i na właściwe miejsce