Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

gdy na wieczorach nie bywasz, bo pomyślą o tobie, że jesteś człowiekiem dzikim...
— Mój Michasiu, wedle mnie, ten tylko człowiek jest dzikim, który nie zna nauki i nie rozumié wielkich idei, przez nią...
— Wedle ciebie tak jest, a wedle tych pań inaczéj; dla nich człowiek, nieobeznany z towarzystwem, jest dzikim, i co prawda, ja sam zdanie to podzielam. Nie obrażaj się tylko! o tobie nie mówię. Ty jesteś Salomonem i najpoczciwszym w świecie chłopcem... Pójdziesz jutro ze mną na wieczór, prawda?
— Nie, mój drogi!
— Ależ pójdziesz, mój Zygmusiu! mój najmilszy... ja cię chcę w świat wprowadzić, i jak powiem pannie Alinie, że cię przyprowadzę, to mi łatwiéj kłótnią przebaczy...
— Jednakże, sam mówiłeś, że pogardza ona...
— Ależ to zupełnie co innego. Twój ojciec był takim samym dobrym szlachcicem; przytém, jesteś moim szkolnym kolegą i człowiekiem... interesującym. Coż ? pójdziesz? prawda!
Wycałował go znowu w oba policzki i, podając mu filiżankę herbaty, zaczął:
— Jutro, o godzinie drugiéj, włożysz frak i pójdziemy z wizytą...
— Ależ, mój Michasiu, ja fraka nie mam...
— Masz tobie! fraka nie ma! Któż bo na całym świecie może nie miéć fraka? Cóż robić? poprowa-