Przejdź do zawartości

Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Zygmunt Ławicz i jego koledzy.djvu/033

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cami, albo na ciemne okulary jéj patrzę, aż mi się serce kraje...
Ta jego Anulka była tą siostrą haftarką, która, po śmierci biednego ojca-cieśli, hodowała i wychowywała dużo młodszego brata. Derszlak o kaszlu jéj i ciemnych okularach mówił drżącemi od żalu ustami.
— Potém — ciągnął daléj — osiądziemy razem z Anulką w ładnéj jakiéj wiosce... będę tam leczył i oświecał chłopów. Biedni pójdą pomiędzy biednych, bo najlepiéj znają biedę.
Przy tych wyrazach, czarne, zapadłe oczy jego, płonęły gorączkowym niémal zapałem.
Ławicz nie tworzył jeszcze sobie dalszych określonych planów przyszłości. Jednego tylko pragnął: uczyć się, uczyć się, uczyć się, choć-by najdłuższe jeszcze lata, stać u samego źródła wiedzy i pić ją chciwie, pełnemi usty i pełną piersią. Teraz już, dzięki Dębskiemu, zarabiał on na byt wcale znośny dla siebie i matki. Pewnym był, że zawsze to uczynić potrafi.
— Jakże wielką jest nauka — mawiał niekiedy do przyjaciół — nietylko szczęście ducha, ale jeszcze i kawałek chleba nam daje!
Kaplicki, który o kawałku chleba myśléć nie potrzebował i któremu umarłe języki z największą trudnością do głowy wchodziły, uczuwał pewną dumę, że