Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/275

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

a potem wpatrywał się w nie tak już często, z takiem upragnieniem, z takiem wytężeniem woli, myśli i uczucia, że światełko poczęło przybierać mu w oczach rozmiary coraz większe i wolę, myśl, uczucia przykuwać do siebie coraz mocniej i wyłączniej. Było nawet z powodu tego w gronie wesołych towarzyszy trochę zdziwienia a potem śmiechu, a potem jeszcze tego pogardliwego nieco smutku, z jakim ludzie mawiają o kimś: szkoda go! Ale on o to nie dbał i, gdy tylko było podobna, wpatrywał się w tajemnicę nocy, pragnąc przejrzeć ją i jasno ujrzeć, co się w niej kryje. Niebawem też życzeniu temu, a raczej palącemu pragnieniu, zadość stawać się zaczęło.
Zdarzyło się, że pewnej nocy uczuł się smutnym; coś w dniu ubiegłym stanęło w poprzek jego zamiarom, jakiś piołun spiekł mu serce, jakieś kolce weszły mu w dłonie; po raz pierwszy doświadczył, że ziemia, do której przybył w gościnę, nie zawsze zachowuje należną gościom uprzejmość. Stanął tedy przed oknem pokoju swego, wzniósł oczy ku światełku umiłowanemu i zaraz doznał uczucia takiego, jakby na oczach, które dziś nieco płakały, spoczął mu ciepły, mądry, wyrozumiały wzrok, stokroć wyższego nadeń przyjaciela. Jakaś struga pociechy i siły ciekła z górnego światełka i szły od niego szepty podobne tym, z jakimi wiatry rzeźwiące muskają ko-