Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Było to pole rozległe, żyzne, bardzo pięknie przez naturę ubrane; lecz cóż z tego, skoro nieustannie chodził po niem Smutek, sprawiając wszędzie, gdziekolwiek się ukazał, niezliczone szkody i spustoszenia. Zwoje krep czarnych, w które był przyobleczony, wzbijały się aż pod niebo i zachmurzały jasność słoneczną; od bladości jego oblicza padała na kwiaty barwa trupia, a od ciężkich westchnień kłosy zginały się ku ziemi i marnie roniły napełniające je ziarna.
Nie dziw więc, że wśród ludzi zamieszkujących to wielkie, piękne pole, powszechne przeciw marze złowrogiej powstało szemranie.
— O, maro złowroga! — wołali — o, widmo ponure! Dlaczegoś wyszło z tej otchłani podniebieskiej, w której przebywają istoty zaświatowe, i wszystko, co na świecie wzrasta, kwitnie, uśmiecha się i raduje, czynisz płonnem, zwiędłem, spłowiałem, zatrutem? Odejdź! Zniknij! Przestań z róż zwlekać królewską purpurę, odejmować blask słońcu