Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/251

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przydrożne objęła ramionami, pochyloną jej głowę giął ku ziemi kamień nieszczęścia.
Wtem usłyszała w pobliżu płacz dziecka. Szedł od samej ziemi, od stóp płowej ściany zboża. Spojrzała. Dziecko maleńkie, w koszulinie szarej, z bosemi nóżkami, tonącemi w gęstych ziołach, z włosami rozrzuconymi, których barwa słabym zaledwie odcieniem różni się od barwy kłosów. Łzy ciche, ale rzewne, oblewają mu twarz drobną, jak gęsta rosa główkę bladego kwiatu...
— O dziwny, przydrożny kwiecie, któryś płakał wtedy, gdym szła w parze ze szczęściem i płaczesz teraz, gdy samotna, usta spieczone przykładam do szorstkiej kory drzewa! Ktoś ty jest dziecko? czego płaczesz?
Pochyliła się i zobaczyła, że wzniosło ku niej oczy. Z za grubej szyby łez prześwieca w nich błękit turkusowy. Włosy jak kłosy, oczy jak turkusy, koszulina jak ziemia, u bosych nóżek dziewanna strzela wysoko żółtą kiścią kwiatu.
— Ktoś ty dziecko? Czego płaczesz? Byłeś w dniu święta mego i jesteś w dniu żałoby. Płakałeś, gdy byłam w raju, i płaczesz znowu, kiedy przebywam pustynię. Drogiem mi jesteś. Drogiem jest każde ziarnko piasku, które wynosimy na sukni z przechadzki po krainie szczęścia. Obojętnie wówczas ominęłam cię, bo w krainie szczęścia świeci słońce oślepiające i głos najdroższy w nie-