Strona:PL Eliza Orzeszkowa - Przędze.djvu/252

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

bieskie unosił mnie lazury. Ale teraz mam oczy gorące od płaczu i widzę lepiej. Powiedz, kwiecie przydrożny, jakie uderzyły w ciebie grady, jakie sparzyły cię piołuny? Możeś głodne? Mam dom pełen chleba i mleka, pójdź do mego domu. Gdy w białem mleku zaróżowieją twe blade usta, bólowi memu ubędzie czerwoności. Możeś głodne, nie chleba, ale pieszczoty? Pójdź mi na ręce. Dopóty oczy twe poić będę słodyczą pocałunków, aż oschną w nich słone łzy. Możeś po zmarłych rodzicach sierotą? Pójdź mi na serce. Jemu również odumarło szczęście!
Wyciągnęła ramiona, zaokrągliła je dookoła drobnej postaci i objęła — próżnię. Płowe kłosy stały ścianą gęstą, żółta dziewanna kwitła na łodydze wysokiej, lecz płaczącego dziecka nie było. Tam, gdzie je widziała, liliowe brunelki, stojąc w wyprostowanych postawach, mówiły: nie było go tu wcale!...
Cóż to znaczy? Widmo? Najpewniej widmo, skoro pierzchło, zniknęło. W dzień zaduszny wywołało je wspomnienie. Ziarnko piasku, wyniesione na sukni z przechadzki po raju, zamigotało przed oczyma i z wiatrem — umknęło.
Lecz tego widma i tego źdźbła piasku myśl jej uczepiła się, jak tonący liny ratunkowej, myśl gorzka, żałosna, pędząca po przestworzach za kroplą słodyczy, za iskrą światła.